Prolog
- Szybko! - krzyczał Raven biegnąc
w ciemności. Jedynym źródłem światła, które jako tako oświetlało im drogę przez
opuszczony plac fabryczny, było światło księżyca.
- A co ja niby robię?! - krzyknęła
Leila.
Padły strzały.
- Cholera! - złapał dziewczynę za
rękaw, po czym pociągnął ją za obalony, ciemny kontener.
Oboje przykucnęli i zaczęli
nasłuchiwać. Ktoś podbiegł i przystanął przeładowując broń. Zaczął powoli
zbliżać się w ich stronę. Pokerowa twarz Ravena jak zwykle okazywała
majestatyczny spokój, a jego siostra skupiła się na uregulowaniu oddechu tak,
aby był ledwie słyszalny nawet przez nią samą.
Nagle przez martwą ciszę przedarł
się kolejny strzał.
- Czego tam szukasz?
- Sharon - szepnął Raven, po czym
padły kolejne strzały.
-Diego, oślepłeś? - spytała z
szyderczym uśmiechem stojąc na średniej wysokości murku. Mężczyzna w złości
zacisnął zęby.
- Stul pysk! - wymierzył kolejne
strzały, które minęły się z celem gdy dziewczyna zeskoczyła z murku i szybko
pociągnęła za spust.
Jednak broń wydała z siebie tylko
charakterystyczne pstryknięcie, a żadna kula nie wystrzeliła. Dziewczyna
spojrzała zszokowana na pistolet i zrobiła krok do tyłu, jednak Diego
natychmiast strzelił. Tym razem nie chybił, a Sharon z jękiem opadła na ziemię,
trzymając się za ramię, po którym od razu zaczęła spływać krew.
- Ostatnie słowo? - spytał
zadziornie Diego.
- Zdechł pies - stojący za nim
Raven uderzył go pistoletem w tył głowy. Ten padł z hukiem na beton, a w tym
czasie Leila podbiegła do Sharon.
- Jak się trzymasz?!
- Nic mi nie będzie. - uspokoiła
ją, gdy ta zaczęła opatrywać jej ramię.
- Musimy zabrać cię do domu -
pomogła jej wstać, po czym zwróciła się do brata. - Idziemy?
Rozdzial
i
Leila siedziała na skórzanym
fotelu w rogu pokoju, obserwując ruchy Andresa. Delikatnie i z niesamowitą
precyzją zajmował się ręką Sharon. Męczyły ją wyrzuty sumienia, uważała, że
zanim Sharon została ranna, to mogła coś zrobić, coś szybko wymyślić. Jakkolwiek
zaatakować Diego.
- Przestań się zadręczać -
uśmiechnęła się do Sharon.
- Przepraszam. - wykrztusiła
odrzucając do tyłu swoje czarne włosy.
- Za co? Przecież to nie twoja
wi... naaa! - krzyknęła, a Leila wybałuszyła oczy.
Andres w palcach trzymał kulę,
która wcześniej znajdowała się w ramieniu Sharon.
- Wybacz, że zabolało -
powiedział, owijając bandażem jej rękę. - Inaczej się nie dało. No i gotowe -
zawiązał go starannie.
Chłopak był lekarzem w CARDS.
Według całej reszty był bez wątpienia najbardziej pozytywną osobą, jaką mieli.
Zawsze pomocny, dobry i wyrozumiały. We wszystkim potrafił znaleźć dobre strony
i przeważnie starał się łagodzić nawet najgłupsze spory, które przeważnie
rozgrywały się między Isabellą i Luckym. Jednak nie był on ciapą, która nie
potrafi sobie radzić. Był specjalistą od broni, potrafił ją doskonale
zakamuflować i to on przeważnie zajmował się jej kupnem. W dodatku świetnie
posługiwał się karabinami snajperskimi.
- Dziękuję - Sharon podniosła się
z łóżka szpitalnego i rozciągnęła się, uważając na rękę. - Nie chcę więcej
przez to przechodzić. Jednak jeśli do tego dojdzie, to mam nadzieję, że ty mnie
będziesz opatrywał.
- Następnym razem doradzam ci
wziąć więcej amunicji - uśmiechnął się.
- Wezmę nawet trzy razy więcej! -
po tych słowach zwróciła się do Ravena, który do tej pory siedział w milczeniu
pod ścianą. - Tobie też chcę podziękować. Gdyby nie ty...
- Daj spokój - machnął ręką. -
Wszyscy musimy sobie pomagać - wstał spod ściany, a Leila westchnęła topiąc
wzrok w podłodze. - Mafia to jedna, wielka rodzina.
- Jestem zmęczona -Leila ruszyła w
kierunku drzwi.
Raven spojrzał na nią pytająco.
Znał siostrę i wiedział, że łatwo jej nie przejdzie, więc uznał, że nawet nie
opłaca się jej przekonywać, bo to nigdy nic nie daje.
- Jak ty coś sobie ubzdurasz to
koniec świata - powiedział pod nosem, a dziewczyna rzuciła mu gniewne
spojrzenie.
- Nie mogę być po prostu zmęczona?
- Czy ja coś mówię? - wzruszył
ramionami.
- Ja też w sumie jestem -
powiedziała szybko Sharon i ruszyła za Leilą. - Dobranoc.
- Do jutra - Andres pomachał im na
pożegnanie, a one wyszły na korytarz i pokierowały się po schodach prowadzących
do wyjścia z piwnic.
Dom, w której wszyscy mieszkali, a
właściwie wielka rezydencja, znajdowała się na bogatych przedmieściach Carson
City. Mieściły się w niej cztery łazienki, ogromny salon, w którym najczęściej
przesiadywali, kila sypialni na piętrze, a także na ostatnim piętrze pokoje
typu: biblioteka i siłownia. Ponadto znajdowały się tam tzw. części piwniczne
jak skrzydło szpitalne, skład broni i kilka celi na specjalne okazje. Poza
domem znajdowały się dwa ogromne garaże, w którym Leonardo, szef mafii, parkował
swoje „zabawki".
Dziewczyny po wejściu do holu, aby
dojść do swojej sypialni, musiały wejść przez ogromne schody, które na
półpiętrze rozdzielały się na dwie strony, z których każda prowadziła do
korytarza z kilkoma sypialniami i dwiema łazienkami. Na końcu każdego z dwóch
korytarzy rozchodziły się kolejne, węższe schody, które łączyły się na ostatnim
piętrze gdzie była reszta pomieszczeń.
Sypialnia Sharon i Leili
znajdowała się po w lewym korytarzu. Kiedy już się tam znalazły, Sharon zdjęła
buty i rzuciła się na łóżku, a Leila zrobiła to samo. Ich łóżka dzielił szklany
stolik, za którym było kilka kontaktów, więc to tam spoczywała lampka, telefony
i drobny bałagan, który był zasługą Leili.
- Mamy jakieś konkretne plany na
jutro? - spytała Sharon uklepując poduszkę.
- Nie wiem. Leo pewnie powie przy
śniadaniu.
Sharon błogo westchnęła i
uśmiechnęła się do sufitu, a Leila spojrzała na nią unosząc brew.
- A tobie co?
- Uwielbiam to...
- Nie bardzo rozumiem - ziewnęła
Leila, a Sharon usiadła na łózku.
- No wiesz, to jak poza naszymi...
zadaniami - zrobiła cudzysłów w powietrzu.
- Zadania, misje - przerwała jej
Leila. - Prawie jak „Aniołki Charliego".
- Leila - odrzuciła do tyłu
głowę.
- W sumie, to by było nawet
fajnie - zaczęła to sobie wyobrażać. - Kurczę. Pomyśl, ja, ty i Isabella!
- Isabella? Już to widzę -
odchrząknęła i zaczęła udawać jej głos. - „Zamknijcie jadaczki, bo nie chce mi
się słuchać tego bełkotu."
- Tajne agentki, tajne misje!
- Leila! - krzyknęła w końcu.
- Dobra, sorki. Wróćmy do tematu.
- Miałam na myśli to jak żyjemy
poza tym wszystkim - położyła nacisk na końcówkę i sięgnęła po batonik
leżący na stoliku. - Tak wiesz, normalnie. Jak normalna rodzina.
- Ty to chyba normalnej rodziny
nie widziałaś, jak ty Lucky'ego chcesz nazwać normalnym.
- Okej! - krzyknęła. - Jak lekko
pokręcona rodzina. Może być?
- Dość delikatnie powiedziane, ale
niech będzie.
Sharon wzięła głęboki oddech i
odwróciła wzrok.
- Po prostu cieszę się, że mam was
wszystkich.
- Nawet Isabellę?
- Możesz przestać żartować? -
oburzyła się Sharon, a Leila odgrodziła się od niej poduszką.
- Rozładowuję napięcie.
- To potrzebne?
- Racja. I tak wszyscy umrzemy -
powiedziała po czym spojrzała na znieruchomiałą Sharon. - Nietrafiony
żart?
- Nawet bardzo!
Sharon patrzała na nią chwilę w
ciszy, a Leila unikając jej wzroku zaczęła sprawdzać coś w telefonie. Siedziały
tak chwilę nie odzywając się do siebie, ale Leila długo nie wytrzymała.
- Co tak cicho, ktoś umarł? - po
tych słowach oberwała poduszką i wybuchła śmiechem, a brązowowłosa dziewczyna ukryła
twarz w skrawku kołdry.
- No nie - Leila wzięła głęboki
oddech. - Nie mów, że płaczesz.
- Głupia jestem. - odchrząknęła.
- Ale mnie kusi, żeby Ci rację
przyznać, no to niech będzie: Tak, jesteś głupie. - obie dziewczyny spojrzały w
stronę drzwi, w których stała Isabella z Ethanem.
- O, wróciliście. - powiedziała
Sharon.
- Nie! To nasze hologramy! -
zadrwiła. - Czemu beczysz?
- A nic takiego.
- Jak tam ręka? - spytał Ethan.
- Dobrze, a wasze zadanie?
- Zadanie! No - zaczął się jąkać,
a Leila przewróciła oczami. - Więc, jeśli chodzi o Desert People, to Joseph
odebrał dostawę prochów. I to tyle.
- Tego przez całą noc zdążyliście
się dowiedzieć?! - wrzasnęła nagle Sharon, aż Leila i Ethan podskoczyli.
- Jeśli masz z tym jakiś problem,
to rusz dupę i sama się czegoś dowiedz! - usta Isabelli zmieniły się w cienką
kreskę, więc Sharon się wycofała.
Następnego dnia, gdy wszyscy
wstali, automatycznie udali się do jadalni. Była pomalowana na jasne kolory, a
stół i krzesła również były z jasnego drewna i miały białe obicie. Przy stole
było osiem miejsc, a po chwili każde, poza jednym, było już zajęte.
- Miałem cudowny sen! - Lucky
wesoło usiadł obok Leili i Andres, jak zwykle jego brazowe włosy, były
poskręcane na wszystkie strony i przepasane przez czoło czerwoną bandamą, żeby
sprawiać wrażenie uporządkowanych. - Spacerowałem sobie jak zwykle koło domu
Withmana, czekając, aż przyniesie to, o co prosiłem.
- Co dalej? - spytała Isabella z
wrednym uśmieszkiem. - Potknąłeś się o powietrze, po czym ja z idealnym
wyczuciem czasu, przejechałam cię furgonetką.
- Nie - powiedział przeciągle. -
Ale lubię jak zgrywasz sukę, więc będę kontynuował - uśmiechnął się. -
Słuchajcie! No i tak stoję i stoję, a tu nagle podjeżdża samochód dostawczy
pizzerii, w którym były same nagie niewiasty, zakrywające się pizzą tu i
ówdzie.
- Oszczędź nam! - załamał się
Andres odsuwając od siebie talerz. - Przez twoje chore fetysze straciłem
apetyt.
Jednak Luke się nie przejął i
mówił dalej.
- Wysiadły i zaczęły mnie nią
karmić, oblewając mnie sosem tabasco - spojrzał w przestrzeń, Leila wypluła
płatki, a Sharon patrzała na niego z odrazą.
- Odpuść sobie. - Isabella oparła
się ręką o oparcie krzesła, a Lucky się wyszczerzył.
- I nagle przyszedł też pan
Withman i zmienił się w piękną blondynkę, po czym zaczął wypuszczać ze swoich
rąk rozluźniające obłoczki! - jego oczy sprawiały wrażenie jakby się świeciły.
- Czy teraz już skończyłeś? -
spytał niecierpliwie Ethan.
- Lucky - Leonardo wszedł do
jadalni i zajął wolne miejsce przy stole. - Dołujesz mnie. Nie wiedziałem, że
prochy, aż tak mogą przeżreć mózg.
- Ja tak tylko w celach
leczniczych. - zrobił niewinną minę.
- Czym sobie na to zasłużyłam? -
powiedziała to bardziej do siebie Isabella. - Leo, pozwól mi go zabić, błagam!
- Nie - usiadł do stołu. - Kto wie
może się jeszcze na coś przydać.
- Ha! - Luke klasnął w dłonie.
- Na przykład jako żywa tarcza
albo mięso armatnie - dodał. - Taki zawsze się przyda.
- Hej, ja tu jestem! - oburzył
się. - Ja do was wszystkich pełen miłości, a wy chcecie zrobić ze mnie mięso
armatnie. A gdzie miłość?! Gdzie pokój?!
- Powiedział ten, który ostatnio
wysadził całe zaopatrzenie DP* w powietrze. - zauważyła Sharon.
- Nie myl życia zawodowego z
prywatnym. - uniósł ręce w geście obronnym.
- Eee, tak - Leo odwrócił od niego
głowę i zwrócił się do reszty. - Z racji tego, iż jestem fenomenalnym
hakerem...
- Ja ci pomagałem. - zauważył
Ethan.
- Z racji, że jestem fenomenalnym
hakerem, udało mi się zdobyć ciekawą informację.
Leo rozejrzał się w koło, a każdy
dalej zajmował się jedzeniem lub cichymi rozmowami między sobą.
- Z racji tego, iż jestem
fenomenalnym hakerem - powtórzył.
- Podasz mi masło? - Sharon
zwróciła się do Andres.
- Chciałem wam przekazać...
- Masła już chyba nie ma,
przynieść ci margarynę?
- Jakbyś...
- Zamkniecie się do cholery?! -
uderzył w stół, a wszyscy umilkli patrząc na niego jak na wariata. - Dziękuję!
Dowiedziałem się, że Marlon będzie dziś w jednym z kasyn w Salt Lake City, więc
uważam to za świetną, a nawet prześwietną okazją na wydobycie większej ilości
informacji na temat DP.
- Ale Salt Lake City? - westchnęła
Leila. - Przecież to kawał drogi.
- O! No to zapewne się ucieszysz,
że ty tam jedziesz.
- Co?! Dlaczego? - odstawiła z
hukiem kawę.
- Cóż, jesteś specjalistką od
dywersji.
- Nie! Po prostu zawsze dostaję
najbardziej przypałowe role!
- Coś w ten deseń - ze spokojem
dokończył herbatę omijając przeszywający wzrok Leili. - No, ale przecież nie
jedziesz sama. Isabella i Sharon też jadą.
- No chyba nie? - Isabella była
równie roztrzęsiona co Leila.
- Masz te swoje „Aniołki
Charliego". - zaśmiała się Sharon.
- Rozbestwiacie się coś - Leo
stwierdził podniesionym tonem. - Chyba wyznaczyłem wam jasne zadanie?
- Jeszcze właściwie nie
powiedziałeś co mają zrobić. - odezwał się w końcu Raven.
- Ach, racja. Plan jest taki!
- To kretyński plan! - powiedziała
już któryś raz z kolei Leila, jadąc z resztą terenówką przez pustynne
krajobrazy.
- Musisz tak zrzędzić? - Isabelli,
która siedziała na miejscu obok kierowcy, powoli kończyła się cierpliwość, a Sharon
w ogóle nie przysłuchiwała się ich rozmowie, skupiona na przebrnięciu autem
przez burzę piaskową.
- Tobie łatwo mówić, nie musisz
robić za prostytutkę!
- Nie robisz za prostytutkę -
powiedziała machając ręką jakby odganiała muchę. - Raczej za wieczornie
rozwiązłą, młodą kobietę, która szuka partnera do tańca na dzisiejszy wieczór.
- Skoro tak to ujmujesz, to może
się zamienimy?!
- Ani mi się śni.
- Czy ty w ogóle patrzysz na mapę?
- Sharon zwróciła się do Isabelli, która właśnie wygrzebała z torebki pilniczek.
- A nie masz GPS'a?
- Widzisz go gdzieś tu?! -
zatrzymała samochód.
- Brawo! - krzyknęła Leila. -
Czyżbyśmy się zgubiły? Kto by pomyślał?
- Miałaś patrzeć na mapę! -
warknęła Sharon, a Isabella była zbyt pochłonięta piłowaniem paznokci. - Spójrz
na mnie!
- Codziennie jestem do tego
zmuszana, odpuść mi.
Sharon zrobiła w miejscu kilka
niekontrolowanych ruchów, po czym położyła głowę na kierownicy.
- Ja zaraz wybuchnę.
- Czemu nie? - drwiła dalej Leila.
- Może ktoś ujrzy wybuch i nam pomoże.
- Nie pomagasz! - krzyknęła na nią
Sharon.
- Rozładowuje napięcie!
- Wręcz przeciwnie! To twoja wina!
- zwróciła się do Isabelli, która spojrzała na nią wzrokiem niewiniątka.
- Jak to moja?!
- Mówiłam, że masz sprawdzać mapę!
- A ja Ci powiedziałam, że ty tu
nie rządzisz.
- Proszę! - Sharon wyłączyła
silnik w akcie rezygnacji. - Masz swoje „Aniołki Charliego"!
Nastała cisza. W koło był tylko
piasek, a na zegarze dochodziła godzina 16:00. Isabella dalej była pochłonięta
własnymi paznokciami, Sharon stukała nerwowo palcami w kierownice, a Leila
wierciła się niespokojnie.
- Może chociaż włącz muzykę? -
spytała po dziesięciu minutach Leila.
- Nie, bo ona włączy jakieś gówno.
- powiedziała pod nosem Isabella, a Sharon wysiadła z auta. - Oj, jaka
drażliwa.
Nagle drzwi od strony Isabelli
otworzyły się, Sharon wyciągnęła ją siłą z pojazdu, po czym sama szybko do
niego wróciła i ruszyła z piskiem opon.
- Tego się nie spodziewałam.
- Zamknij się, bo skończysz tak
samo!
Leila przylgnęła do siedzenia, w
obawie o własne miejsce.
- Dobra. - przeciągnęła, po czym
odwróciła się, by zobaczyć w oddali kopiącą piach Isabellę. - A nie
przesadziłaś? Wiesz, pustynia to raczej nie jest miejsce z idealnymi warunkami
do życia.
- Dla gada w sam raz.
- Gad czy nie gad, Leo się wkurzy.
Sharon wzięła głęboki oddech, po
czym chcąc nie chcąc zawróciła, po wściekłą rudowłosą dziewczynę. Gdy tylko
zatrzymała auto, znalazła się w nim Isabella.
- Pojebało cię do reszty?!
- Masz rację, nie powinnam była
wracać. - ruszyła przed siebie, a Isabella klnęła jeszcze coś pod nosem.
- Wiesz w ogóle gdzie jedziemy? -
spytała wreszcie Leila.
- Nie mam bladego pojęcia.
- Trudno, żebyś miała. - mruknęła
Isabella, a Sharon znów musiała powstrzymywać swoje i tak wiotkie nerwy.
- Może zadzwoń do Ethana - zaproponowała
Leila. - Wiecie, te auta na pewno mają jakiś chip, czy coś. Może uda im się nas
namierzyć i nas poprowadzą.
- To nie taki zły pomysł. -
powiedziała Sharon i szturchnęła Isabellę łokciem.
- Nie będziesz mi mówić, co...
- Dzwoń! - wrzasnęła, a ta w
pośpiechu zaczęła grzebać w torebce, a po chwili wyjęła telefon. - Daj na
głośnik.
- Już, już. - przeszukała kontakty
i wybrała numer swojego chłopaka.
Z telefonu zaczął się wydobywać
dźwięk nawiązywania połączenia.
- Już za mną tęsknisz, kochanie? -
powiedział subtelnym głosem Ethan, a Sharon i Leila prawie się udławiły od
śmiechu.
- Zamknij się! Mam Cię na
głośniku, idioto!
Zapadła cisza, a z głośnika
wydobywały się tylko stłumione dźwięki uderzania czymś ciężkim o metal.
- Cześć dziewczyny. - powiedział po chwili, jak gdyby nigdy nic, podczas gdy twarz Isabelli przybrała barwę
dojrzałego pomidora. - Coś nie tak?
- Zgubiłyśmy się na pustyni. -
odezwała się Sharon.
- Nie wzięłyście mapy?
Leila i Sharon spojrzały
ostentacyjnie na Isabellę, która próbowała nie zwracać na nie uwagi.
- No proszę was! Kto teraz
korzysta z mapy?! Mamy najnowszą broń, a nie stać nas na pierdolonego GPS'a?!
- Masz jakiś sposób, żeby nas
poprowadzić czy coś? - spytała Leila. - Jakieś mikro chipy?
- Nie jesteśmy detektywami. Po co
nam chipy we własnych autach?
- W razie gdyby na przykład ktoś
się zgubił na pustyni!
- Zakładamy, że w naszych gronach
są ludzie z przyzwoitym poziomem IQ.
- Mówisz o swojej dziewczynie. -
zaśmiała się Sharon, a Isabella wyglądała jakby miała ochotę komuś wydrapać
oczy.
Przez telefon dało się słyszeć huk
góry przedmiotów, spadających z półek, który pociągnął za sobą falę tego samego
dźwięku.
- Co ty tam robisz? - zdziwiła się
Leila.
- Eee - zaciął się. - Przyszła
dostawa broni, a ktoś musi ją poukładać.
- Niedługo nie będziemy mieli
nawet tego. - Isabella podparła głowę ręką.
- Hmm - zamyślił się Ethan. - W
sumie mógłbym was namierzyć przez sygnał komórki.
Dało się słyszeć, że Ethan zmienia
swoje położenie. Sharon odetchnęła z ulgą, bo miała wrażenie jakby ta droga
miała się nie kończyć, zaś Leila, widząc, że burza piaskowa się uspokoiła,
otworzyła okno, żeby wpuścić do auta trochę powietrza.
- Chwila - oburzyła się Isabella.
- Możesz mnie namierzać przez sygnał mojej komórki?!
- Właściwie - Ethan zaczął się
jąkać, a Isabella zaczynała wyglądać jak mityczna meduza.
- Easy, Izzy! - Leila poklepała ją
po ramieniu.
- Mówiłam, że macie tak do mnie
nie mówić!
-Jak? - wtrąciła się Sharon. -
Easy, Izzy?
- Nienawidzę was wszystkich.
Ciebie też cholerny stalkerze. - powiedziała do telefonu i odwróciła się w
stronę okna.
- Nigdy nawet nie użyłem tej
opcji, po to, żeby cię szpiegować! - chłopak próbował się jeszcze bronić, ale
wiedział, że w dyskusji z kobietą, a tym bardziej Isabellą, nie ma żadnych
szans.
- Mniejsza o to - popędziła go
Sharon. - Prowadź nas.
- Ach, tak.
Chwile się nie odzywał, a Sharon
jechała dalej mając już dość tego całego piasku i kaktusów.
- Jesteście już bardzo blisko
autostrady - powiedział. - Jak do niej dojedziecie, skręcacie w lewo, a stamtąd
już prosta droga, poza tym są znaki.
- Ile to czasu zajmie mniej
więcej? - Sharon starała się dojrzeć miejsce przed sobą, w którym mogła by
pojawić się autostrada, jednak wciąż widziała tą samą prostą drogę.
- Jakieś czterdzieści minut jazdy,
a z autostrady około dwadzieścia.
- Okej, wielkie dzięki.
- Nie ma za co, a tak w ogóle -
nie dokończył, bo Isabella się rozłączyła.
- No nie bocz się. - Leila
uśmiechnęła się do niej w lusterku.
- Daj spokój, przynajmniej siedzi
cicho.
Isabella posłała jej tylko groźne
spojrzenie, ale dalej się nie odzywała.
Tak jak mówił Ethan, po około
czterdziestu minutach jazdy były już na autostradzie.
- To ja się już przebiorę -
powiedziała niechętnie Leila zasuwając zasłonki w oknach, po czym zdjęła z
wieszaka czarny worek i wyjęła z niego długą, czerwoną suknię. - Czemu zawsze
ja muszę to robić?
- Jesteś stworzona do roli dziwki.
- usta Isabelli wykrzywiły się we wrednym uśmieszku.
- Masz rację. Mam tylko udawać
prostytutkę. Gdybyś ty to miała zrobić, mogłabyś przez przypadek zbyt wczuć się
w rolę.
- Zgaszona. - pstryknęła palcami
Sharon, a Isabella nie odezwała już się do końca drogi.
Po niedługim czasie znalazły się
na parkingu przy kasynie. Isabella również już była przebrana w swoją
granatową, krótką sukienkę.
- Plan jest taki. - zaczęła
Sharon.
- I kto znów Cię mianował na
szefa?
- Weź skończ już - ofuknęła ją. -
Leila - spojrzała na nią. - Zdjęcie widziałaś, musisz go tylko wyhaczyć i
zaciągnąć do pokoju. Łatwizna.
- No bardzo. - westchnęła i
poprawiła mikrofon ukryty w kolczyku.
- A ty - zwróciła się niechętnie
do Isabelli. - Siedź przy barze i czekaj na sygnał od Leili. Zachowuj się
naturalnie.
- Kto jak to, ale nikt nie zachowa
się bardziej naturalnie przy barze niż ja.
- Nie wątpię.
- A ty co będziesz robić, jeśli
można wiedzieć? - Isabella zmarszczyła brwi, a Sharon uśmiechnęła się dumnie.
- W razie nie powodzenia wkraczam
do środka, a tak to kontroluje sytuację z auta. - przeładowała karabin.
- No tak, czyli nie robisz nic, a
brudną robotę zostawisz nam. - Isabella poprawiła makijaż i wyszła z auta.
- Ty pójdziesz za pięć minut.
- Tak, tak. - powiedziała mocując
różnej wielkości noże do paska na udzie.
- Po co ci to?
- Przezorny zawsze ubezpieczony. -
odrzuciła włosy, a po umówionych pięciu minutach weszła do środka.
Od razu dopadł ją zapach cygar i
drogiego alkoholu, zaś pomieszczenie wypełniały dźwięki rzucanych na stół
żetonów. Wszystko wyglądało jak z typowego filmu poruszającego tematykę
hazardu.
- Nie dam rady - powiedziała patrząc
na stoliki do pokera. - Dajcie mi chociaż 200 dolców i działamy dalej!
- Nie
poszłaś tam grać! - w
słuchawce odezwał się głos Sharon.
- Poproszę
szkocką z lodem.
- A ty
nie poszłaś tam pić!
- Miałam
wyglądać naturalnie, tak czy nie?
- Z
kim ja pracuję.
Leila wzięła głęboki oddech,
potrząsnęła energicznie głową i znów przyjrzała się ludziom grającym w pokera.
- Widzę go - szepnęła, gdy
zobaczyła mężczyznę ze zdjęcia. Był młody, wysoki i miał lekki zarost. Ubrany
był w drogi garnitur, a jego ciemno-niebieskie oczy nie zdradzały w trakcie gry
żadnych emocji.
- Idź.
- No to idę. - przytaknęła i
ruszyła zgrabnym krokiem w kierunku stolika, przy którym grał Marlon, ale nie
podeszła. Stanęła nie daleko, tak by ją widział. Oparła się o ścianę i zaczęła
mu się bacznie przyglądać.
Gdy mężczyzna zgarniał kolejny
stos żetonów, odchylił się na krześle i widząc ją uśmiechnął się do niej
nonszalancko. Leila odwzajemniła uśmiech i wolnym ruchem ruszyła w kierunku
baru, a mężczyzna zabrał żetony i poszedł za nią.
Leila znalazła miejsce przy barze
i wymieniła porozumiewawcze spojrzenie z Isabellą, która siedziała kilka
krzeseł dalej.
- Dobry wieczór. - powiedział
Marlon siadając koło niej, ta szybko odwróciła się w jego stronę.
- Witam - uśmiechnęła się. -
Widziałam jak grasz. Długo w tym siedzisz.
- No - zaśmiał się. - Jakiś już
czas. Jesteś stąd?
- Nie. Mieszkam w Waszyngtonie.
- To ładny kawał drogi - jednym
ruchem ręki wezwał barmana. - Ale co tu robisz? E, napijesz się czegoś?
- Ma
wprawę. - zaśmiała się
Isabella.
- Poproszę szampana.
- Kobieta z klasą - spojrzał na
nią zalotnie, a Leila starała się nie rozpraszać słysząc ogłuszający śmiech
Isabelli. - Tak więc - upił łyk wisky. - Co cię sprowadza do Teksasu?
- Pasjonująca okolica i ludność.
- Czyli?
- Cóż - zarzuciła lekko włosami. -
Może atmosfera w jakimś stopniu. Tu są też zupełnie inni mężczyźni.
- Sharon,
powiedz, że to nagrywasz!
- Nie
pomyślałaś, że wyglądasz dziwnie, jak tak siedzisz i śmiejesz się nie wiadomo z
czego?!
- A jacy według Ciebie jesteśmy? -
przybliżył się do niej.
- Na pewno bardziej męscy, jak
czarne charaktery ze starych westernów. - uniosła wzrok w górę.
- To twój typ?
- Powiedzmy. - wróciła do niego
wzrokiem, a on przeczesał ręką włosy.
- Pasuję do niego?
- To się okażę.
- Raven
musiałby ją teraz widzieć, zaraz by się kolesiowi odechciało. - Isabella znów próbowała się nie
śmiać, podczas gdy Leila i Marlon zaczęli się kierować na piętro, gdzie
znajdowały się pokoje. - Wychodzą.
- Dobra,
czekaj na sygnał.
Mężczyzna zamknął za nimi drzwi,
po czym przylgnął do dziewczyny i zaczął całować jej szyję. Obkręcił się z nią
szybko i wtedy usłyszał jak coś upada na podłogę. Marlon spojrzał w dół i od
razu podniósł kolczyk, by podać go dziewczynie, jednak w absolutnej ciszy,
która zapanowała dało się słyszeć ciche nawoływania Isabelli.
- Masz mnie za idiotę? -
uśmiechnął się sarkastycznie i w jednej chwili jego ręka ścisnęła gardło Leili.
Ta z całej siły kopnęła go w
brzuch i powaliła mężczyzna na podłogę. Marlon od razu złapał ja za nogę i pociągnął
do ziemi, po czym wstając chwycił ją za rękę i uderzył nią z całej siły w
ścianę. Otumaniona postarała się odzyskać ostrość widzenia, a gdy to się stało,
zobaczyła Marlona celującego do niej z broni. W jeden chwili wyjęła nóż spod
sukienki i rzuciła nim prosto w udo napastnika, który wrzeszcząc, strzelił.
Nagle drzwi z hukiem wypadły z
nawiasów, a w pokoju pojawiła się Isabella, która z całej siły uderzyła
mężczyznę deską, z którą wpadła, w głowę, sprawiając, że stracił przytomność.
__
* Skrót od Desert People: mafia
stanu Teksas.
Jakim cudem masz na blogu tak mało komentarzy!? Masz prawdziwy talent i szczerze to mam nadzieję, że przyszłość zwiążesz z pisarstwem. Mafia... Hm... Kilka koleżanek z klasy (łącznie ze mną) jest zwanych "Mafią Beatki" Nie wiem czemu. Ale zostałam mianowana współzałożycielką, więc jest git xD
OdpowiedzUsuń"- Masz rację. Mam tylko udawać prostytutkę. Gdybyś ty to miała zrobić, mogłabyś przez przypadek zbyt wczuć się w rolę.
- Zgaszona. " - Największy pocisk jaki kiedykolwiek w życiu usłyszałam. Jak ty wpadasz na takie pomysły ;D?
Z wielką niecierpliwością czekam na kolejny rozdział, a także na trzeci rozdział "Kiedy niebo zapłacze". Pisz szybko i tak ciekawie jak teraz (Rozkaz xD) + Poganiam Cię.
Hwaiting~!
Rozkaz przyjęty! Ten rozdział jeszcze będę poprawiać, gdyż pani na zajęciach zwróciła mi uwagę na drobne błędy graficzne i nad kilkoma momentami muszę się jeszcze zastanowić. Rozdział II już zaczęłam pisać, a że dziś mam "wolne", to postaram się napisać "KNZ", ewentualnie "The Mosaic" też, ale nie chcę wszystko wrzucać na raz, bo tym, którzy tu zaglądają, może coś umknąć. Dziękuję za miłe słowa. Serio, aż się zarumieniłam. ;-; Co do humoru- to już kwestia mojej osobowości, na co dzień też nim szpachluje. xD
UsuńTak samo ja czekam na kolejne oneshot'y! Chociaż takim ninją, jak ty, nie jestem, to też poganiam! ;')
Hwaiting! <3
Przepraszam, że komentuje dopiero teraz, ale wcześniej za bardzo nie miałam czasu żeby skomentować ten wpis :/
OdpowiedzUsuńOpowiadanie zapowiada się fajnie! Zauważyłam, że lubisz tematy z motywem broni, morderstwa, jakiejś tajemnicy itp. ;3
Uwielbiam te Twoje teksty! Chodzi mi o przekomarzania się bohaterów i te ich dissy xD
Zauważyłam, że w tekście jest bardzo dużo powtórzeń imion.. staraj się je redukować przez jakieś króciutkie opisy postaci, albo określenke wyglądu/cechy.
Zauważyłam też, że bardzo lubisz słówko który/a/e itd. H5 też je uwielbiam! :') ale to w sumie źle.. bo mimo to, że jest to spójnik, podczas czytania odbierany jest jako powtórzenie.. właśnie teraz też pracuje nad tym błędem, więc najlepiej jest zastąpić 'który' słówkiem 'jaki' jeśli ono pasuje, albo nieco zmienić szyk zdania.
Nieco przyczepję się też Twoich opisów. Zwróciłam na nie uwagę jak czytałam opis domu, w którym mieszkają bohaterowie. Mam wrażenie, że jest to trochę zbyt formalne, tak jakbyś chciała sprzedać komuś ten dom, a skróty typu tzn. jeszcze potęgują to uczucie. Proponuję wprowadzić epitety! One sprawiają, że opis nabiera barw.
Mam nadzieję, że moje rady jakoś pomogą i czekam na następny wpis ^^
http://cnbluestory.blogspot.com
Na pewno mi pomogą. Dom nie jest na sprzedaż, poza tym... niedługo raczej nie będzie się do tego nadawał. ;')
UsuńDziękuję za miłe słowa i cieszę się, że cię zaciekawiło. :3
Hej, tu Mia z land-of-grafic. Czy mam nadal wykonywać szablon? Widzę pewien zastój na blogu, więc nie chcę też robić szablonu na blog, który jest zawieszony. Czekam na odpowiedz pod tym komentarzem, pozdrawiam ;)
OdpowiedzUsuńOstatnio miałam trochę problemów, ale blg w żadnyk wypadku nie jest zawieszony. ; ) Kończę prace nad nowym rozdzialem, zatem moja zamówienie jest wciąż aktualne, pozdrawiam i już nie mogę się doczekać. ^^
UsuńHej, to znowu ja. Niestety nie wykonam Twojego zamówienia. Męcze się nad nim, ogółem wizja bardzo ciekawa, ale poucinane postacie, ich ręce czy tam co innego sprawia, że wygląda to wszystko wręcz komicznie. Zdjęcia okazały się jednak do niczego. Przepraszam raz jeszcze bo wiem, że troche na niego czekasz
Usuń