niedziela, 20 września 2015

"Mozaika" : Rozdział I

Cóż, jeśli chodzi, o częstotliwość postów, to ostatnio szaleję. To coś nowego na tym blogu i raczej nijak związanego z resztą, ale mam nadzieję, że znajdą się Ci, którzy będą mieli ochotę to czytać. ; )




Prolog


- Szybko! - krzyczał Raven biegnąc w ciemności. Jedynym źródłem światła, które jako tako oświetlało im drogę przez opuszczony plac fabryczny, było światło księżyca.
- A co ja niby robię?! - krzyknęła Leila.

Padły strzały.

- Cholera! - złapał dziewczynę za rękaw, po czym pociągnął ją za obalony, ciemny kontener.
Oboje przykucnęli i zaczęli nasłuchiwać. Ktoś podbiegł i przystanął przeładowując broń. Zaczął powoli zbliżać się w ich stronę. Pokerowa twarz Ravena jak zwykle okazywała majestatyczny spokój, a jego siostra skupiła się na uregulowaniu oddechu tak, aby był ledwie słyszalny nawet przez nią samą.
Nagle przez martwą ciszę przedarł się kolejny strzał.
- Czego tam szukasz?
- Sharon - szepnął Raven, po czym padły kolejne strzały.
-Diego, oślepłeś? - spytała z szyderczym uśmiechem stojąc na średniej wysokości murku. Mężczyzna w złości zacisnął zęby.
- Stul pysk! - wymierzył kolejne strzały, które minęły się z celem gdy dziewczyna zeskoczyła z murku i szybko pociągnęła za spust.

Jednak broń wydała z siebie tylko charakterystyczne pstryknięcie, a żadna kula nie wystrzeliła. Dziewczyna spojrzała zszokowana na pistolet i zrobiła krok do tyłu, jednak Diego natychmiast strzelił. Tym razem nie chybił, a Sharon z jękiem opadła na ziemię, trzymając się za ramię, po którym od razu zaczęła spływać krew.

- Ostatnie słowo? - spytał zadziornie Diego.
- Zdechł pies - stojący za nim Raven uderzył go pistoletem w tył głowy. Ten padł z hukiem na beton, a w tym czasie Leila podbiegła do Sharon.
- Jak się trzymasz?!
- Nic mi nie będzie. - uspokoiła ją, gdy ta zaczęła opatrywać jej ramię.
- Musimy zabrać cię do domu - pomogła jej wstać, po czym zwróciła się do brata. - Idziemy?

Rozdzial i

Leila siedziała na skórzanym fotelu w rogu pokoju, obserwując ruchy Andresa. Delikatnie i z niesamowitą precyzją zajmował się ręką Sharon. Męczyły ją wyrzuty sumienia, uważała, że zanim Sharon została ranna, to mogła coś zrobić, coś szybko wymyślić. Jakkolwiek zaatakować Diego.

- Przestań się zadręczać - uśmiechnęła się do Sharon.
- Przepraszam. - wykrztusiła odrzucając do tyłu swoje czarne włosy.
- Za co? Przecież to nie twoja wi... naaa! - krzyknęła, a Leila wybałuszyła oczy.

Andres w palcach trzymał kulę, która wcześniej znajdowała się w ramieniu Sharon.

- Wybacz, że zabolało - powiedział, owijając bandażem jej rękę. - Inaczej się nie dało. No i gotowe - zawiązał go starannie.

Chłopak był lekarzem w CARDS. Według całej reszty był bez wątpienia najbardziej pozytywną osobą, jaką mieli. Zawsze pomocny, dobry i wyrozumiały. We wszystkim potrafił znaleźć dobre strony i przeważnie starał się łagodzić nawet najgłupsze spory, które przeważnie rozgrywały się między Isabellą i Luckym. Jednak nie był on ciapą, która nie potrafi sobie radzić. Był specjalistą od broni, potrafił ją doskonale zakamuflować i to on przeważnie zajmował się jej kupnem. W dodatku świetnie posługiwał się karabinami snajperskimi.

- Dziękuję - Sharon podniosła się z łóżka szpitalnego i rozciągnęła się, uważając na rękę. - Nie chcę więcej przez to przechodzić. Jednak jeśli do tego dojdzie, to mam nadzieję, że ty mnie będziesz opatrywał.
- Następnym razem doradzam ci wziąć więcej amunicji - uśmiechnął się.
- Wezmę nawet trzy razy więcej! - po tych słowach zwróciła się do Ravena, który do tej pory siedział w milczeniu pod ścianą. - Tobie też chcę podziękować. Gdyby nie ty...
- Daj spokój - machnął ręką. - Wszyscy musimy sobie pomagać - wstał spod ściany, a Leila westchnęła topiąc wzrok w podłodze. - Mafia to jedna, wielka rodzina.
- Jestem zmęczona -Leila ruszyła w kierunku drzwi.

Raven spojrzał na nią pytająco. Znał siostrę i wiedział, że łatwo jej nie przejdzie, więc uznał, że nawet nie opłaca się jej przekonywać, bo to nigdy nic nie daje.

- Jak ty coś sobie ubzdurasz to koniec świata - powiedział pod nosem, a dziewczyna rzuciła mu gniewne spojrzenie.
- Nie mogę być po prostu zmęczona?
- Czy ja coś mówię? - wzruszył ramionami.
- Ja też w sumie jestem - powiedziała szybko Sharon i ruszyła za Leilą. - Dobranoc.
- Do jutra - Andres pomachał im na pożegnanie, a one wyszły na korytarz i pokierowały się po schodach prowadzących do wyjścia z piwnic.

Dom, w której wszyscy mieszkali, a właściwie wielka rezydencja, znajdowała się na bogatych przedmieściach Carson City. Mieściły się w niej cztery łazienki, ogromny salon, w którym najczęściej przesiadywali, kila sypialni na piętrze, a także na ostatnim piętrze pokoje typu: biblioteka i siłownia. Ponadto znajdowały się tam tzw. części piwniczne jak skrzydło szpitalne, skład broni i kilka celi na specjalne okazje. Poza domem znajdowały się dwa ogromne garaże, w którym Leonardo, szef mafii, parkował swoje „zabawki".
Dziewczyny po wejściu do holu, aby dojść do swojej sypialni, musiały wejść przez ogromne schody, które na półpiętrze rozdzielały się na dwie strony, z których każda prowadziła do korytarza z kilkoma sypialniami i dwiema łazienkami. Na końcu każdego z dwóch korytarzy rozchodziły się kolejne, węższe schody, które łączyły się na ostatnim piętrze gdzie była reszta pomieszczeń.
Sypialnia Sharon i Leili znajdowała się po w lewym korytarzu. Kiedy już się tam znalazły, Sharon zdjęła buty i rzuciła się na łóżku, a Leila zrobiła to samo. Ich łóżka dzielił szklany stolik, za którym było kilka kontaktów, więc to tam spoczywała lampka, telefony i drobny bałagan, który był zasługą Leili.

- Mamy jakieś konkretne plany na jutro? - spytała Sharon uklepując poduszkę.
- Nie wiem. Leo pewnie powie przy śniadaniu.
Sharon błogo westchnęła i uśmiechnęła się do sufitu, a Leila spojrzała na nią unosząc brew.
- A tobie co?
- Uwielbiam to...
- Nie bardzo rozumiem - ziewnęła Leila, a Sharon usiadła na łózku.
- No wiesz, to jak poza naszymi... zadaniami - zrobiła cudzysłów w powietrzu.
- Zadania, misje - przerwała jej Leila. - Prawie jak „Aniołki Charliego".
- Leila - odrzuciła do tyłu głowę.
- W sumie, to by było nawet fajnie - zaczęła to sobie wyobrażać. - Kurczę. Pomyśl, ja, ty i Isabella!
- Isabella? Już to widzę - odchrząknęła i zaczęła udawać jej głos. - „Zamknijcie jadaczki, bo nie chce mi się słuchać tego bełkotu."
- Tajne agentki, tajne misje!
- Leila! - krzyknęła w końcu.
- Dobra, sorki. Wróćmy do tematu.
- Miałam na myśli to jak żyjemy poza tym wszystkim - położyła nacisk na końcówkę i sięgnęła po batonik leżący na stoliku. - Tak wiesz, normalnie. Jak normalna rodzina.
- Ty to chyba normalnej rodziny nie widziałaś, jak ty Lucky'ego chcesz nazwać normalnym.
- Okej! - krzyknęła. - Jak lekko pokręcona rodzina. Może być?
- Dość delikatnie powiedziane, ale niech będzie. 

Sharon wzięła głęboki oddech i odwróciła wzrok.

- Po prostu cieszę się, że mam was wszystkich.
- Nawet Isabellę? 
- Możesz przestać żartować? - oburzyła się Sharon, a Leila odgrodziła się od niej poduszką. 
- Rozładowuję napięcie.
- To potrzebne?
- Racja. I tak wszyscy umrzemy - powiedziała po czym spojrzała na znieruchomiałą Sharon. - Nietrafiony żart? 
- Nawet bardzo!

Sharon patrzała na nią chwilę w ciszy, a Leila unikając jej wzroku zaczęła sprawdzać coś w telefonie. Siedziały tak chwilę nie odzywając się do siebie, ale Leila długo nie wytrzymała. 

- Co tak cicho, ktoś umarł? - po tych słowach oberwała poduszką i wybuchła śmiechem, a brązowowłosa dziewczyna ukryła twarz w skrawku kołdry. 
- No nie - Leila wzięła głęboki oddech. - Nie mów, że płaczesz.
- Głupia jestem. - odchrząknęła.
- Ale mnie kusi, żeby Ci rację przyznać, no to niech będzie: Tak, jesteś głupie. - obie dziewczyny spojrzały w stronę drzwi, w których stała Isabella z Ethanem.
- O, wróciliście. - powiedziała Sharon.
- Nie! To nasze hologramy! - zadrwiła. - Czemu beczysz?
- A nic takiego.
- Jak tam ręka? - spytał Ethan.
- Dobrze, a wasze zadanie?
- Zadanie! No - zaczął się jąkać, a Leila przewróciła oczami. - Więc, jeśli chodzi o Desert People, to Joseph odebrał dostawę prochów. I to tyle.
- Tego przez całą noc zdążyliście się dowiedzieć?! - wrzasnęła nagle Sharon, aż Leila i Ethan podskoczyli.
- Jeśli masz z tym jakiś problem, to rusz dupę i sama się czegoś dowiedz! - usta Isabelli zmieniły się w cienką kreskę, więc Sharon się wycofała.


Następnego dnia, gdy wszyscy wstali, automatycznie udali się do jadalni. Była pomalowana na jasne kolory, a stół i krzesła również były z jasnego drewna i miały białe obicie. Przy stole było osiem miejsc, a po chwili każde, poza jednym, było już zajęte.

- Miałem cudowny sen! - Lucky wesoło usiadł obok Leili i Andres, jak zwykle jego brazowe włosy, były poskręcane na wszystkie strony i przepasane przez czoło czerwoną bandamą, żeby sprawiać wrażenie uporządkowanych. - Spacerowałem sobie jak zwykle koło domu Withmana, czekając, aż przyniesie to, o co prosiłem.
- Co dalej? - spytała Isabella z wrednym uśmieszkiem. - Potknąłeś się o powietrze, po czym ja z idealnym wyczuciem czasu, przejechałam cię furgonetką.
- Nie - powiedział przeciągle. - Ale lubię jak zgrywasz sukę, więc będę kontynuował - uśmiechnął się. - Słuchajcie! No i tak stoję i stoję, a tu nagle podjeżdża samochód dostawczy pizzerii, w którym były same nagie niewiasty, zakrywające się pizzą tu i ówdzie.
- Oszczędź nam! - załamał się Andres odsuwając od siebie talerz. - Przez twoje chore fetysze straciłem apetyt.

Jednak Luke się nie przejął i mówił dalej.

- Wysiadły i zaczęły mnie nią karmić, oblewając mnie sosem tabasco - spojrzał w przestrzeń, Leila wypluła płatki, a Sharon patrzała na niego z odrazą.
- Odpuść sobie. - Isabella oparła się ręką o oparcie krzesła, a Lucky się wyszczerzył.
- I nagle przyszedł też pan Withman i zmienił się w piękną blondynkę, po czym zaczął wypuszczać ze swoich rąk rozluźniające obłoczki! - jego oczy sprawiały wrażenie jakby się świeciły.
- Czy teraz już skończyłeś? - spytał niecierpliwie Ethan.
- Lucky - Leonardo wszedł do jadalni i zajął wolne miejsce przy stole. - Dołujesz mnie. Nie wiedziałem, że prochy, aż tak mogą przeżreć mózg.
- Ja tak tylko w celach leczniczych. - zrobił niewinną minę.
- Czym sobie na to zasłużyłam? - powiedziała to bardziej do siebie Isabella. - Leo, pozwól mi go zabić, błagam!
- Nie - usiadł do stołu. - Kto wie może się jeszcze na coś przydać.
- Ha! - Luke klasnął w dłonie.
- Na przykład jako żywa tarcza albo mięso armatnie - dodał. - Taki zawsze się przyda.
- Hej, ja tu jestem! - oburzył się. - Ja do was wszystkich pełen miłości, a wy chcecie zrobić ze mnie mięso armatnie. A gdzie miłość?! Gdzie pokój?!
- Powiedział ten, który ostatnio wysadził całe zaopatrzenie DP* w powietrze. - zauważyła Sharon.
- Nie myl życia zawodowego z prywatnym. - uniósł ręce w geście obronnym.
- Eee, tak - Leo odwrócił od niego głowę i zwrócił się do reszty. - Z racji tego, iż jestem fenomenalnym hakerem...
- Ja ci pomagałem. - zauważył Ethan.
- Z racji, że jestem fenomenalnym hakerem, udało mi się zdobyć ciekawą informację.

Leo rozejrzał się w koło, a każdy dalej zajmował się jedzeniem lub cichymi rozmowami między sobą.

- Z racji tego, iż jestem fenomenalnym hakerem - powtórzył.
- Podasz mi masło? - Sharon zwróciła się do Andres.
- Chciałem wam przekazać...
- Masła już chyba nie ma, przynieść ci margarynę?
- Jakbyś...
- Zamkniecie się do cholery?! - uderzył w stół, a wszyscy umilkli patrząc na niego jak na wariata. - Dziękuję! Dowiedziałem się, że Marlon będzie dziś w jednym z kasyn w Salt Lake City, więc uważam to za świetną, a nawet prześwietną okazją na wydobycie większej ilości informacji na temat DP.
- Ale Salt Lake City? - westchnęła Leila. - Przecież to kawał drogi.
- O! No to zapewne się ucieszysz, że ty tam jedziesz.
- Co?! Dlaczego? - odstawiła z hukiem kawę.
- Cóż, jesteś specjalistką od dywersji.
- Nie! Po prostu zawsze dostaję najbardziej przypałowe role!
- Coś w ten deseń - ze spokojem dokończył herbatę omijając przeszywający wzrok Leili. - No, ale przecież nie jedziesz sama. Isabella i Sharon też jadą.
- No chyba nie? - Isabella była równie roztrzęsiona co Leila.
- Masz te swoje „Aniołki Charliego". - zaśmiała się Sharon.
- Rozbestwiacie się coś - Leo stwierdził podniesionym tonem. - Chyba wyznaczyłem wam jasne zadanie?
- Jeszcze właściwie nie powiedziałeś co mają zrobić. - odezwał się w końcu Raven.
- Ach, racja. Plan jest taki!


- To kretyński plan! - powiedziała już któryś raz z kolei Leila, jadąc z resztą terenówką przez pustynne krajobrazy.
- Musisz tak zrzędzić? - Isabelli, która siedziała na miejscu obok kierowcy, powoli kończyła się cierpliwość, a Sharon w ogóle nie przysłuchiwała się ich rozmowie, skupiona na przebrnięciu autem przez burzę piaskową.
- Tobie łatwo mówić, nie musisz robić za prostytutkę!
- Nie robisz za prostytutkę - powiedziała machając ręką jakby odganiała muchę. - Raczej za wieczornie rozwiązłą, młodą kobietę, która szuka partnera do tańca na dzisiejszy wieczór.
- Skoro tak to ujmujesz, to może się zamienimy?!
- Ani mi się śni.
- Czy ty w ogóle patrzysz na mapę? - Sharon zwróciła się do Isabelli, która właśnie wygrzebała z torebki pilniczek.
- A nie masz GPS'a?
- Widzisz go gdzieś tu?! - zatrzymała samochód.
- Brawo! - krzyknęła Leila. - Czyżbyśmy się zgubiły? Kto by pomyślał?
- Miałaś patrzeć na mapę! - warknęła Sharon, a Isabella była zbyt pochłonięta piłowaniem paznokci. - Spójrz na mnie!
- Codziennie jestem do tego zmuszana, odpuść mi.

Sharon zrobiła w miejscu kilka niekontrolowanych ruchów, po czym położyła głowę na kierownicy.

- Ja zaraz wybuchnę.
- Czemu nie? - drwiła dalej Leila. - Może ktoś ujrzy wybuch i nam pomoże.
- Nie pomagasz! - krzyknęła na nią Sharon.
- Rozładowuje napięcie!
- Wręcz przeciwnie! To twoja wina! - zwróciła się do Isabelli, która spojrzała na nią wzrokiem niewiniątka.
- Jak to moja?!
- Mówiłam, że masz sprawdzać mapę!
- A ja Ci powiedziałam, że ty tu nie rządzisz.
- Proszę! - Sharon wyłączyła silnik w akcie rezygnacji. - Masz swoje „Aniołki Charliego"! 

Nastała cisza. W koło był tylko piasek, a na zegarze dochodziła godzina 16:00. Isabella dalej była pochłonięta własnymi paznokciami, Sharon stukała nerwowo palcami w kierownice, a Leila wierciła się niespokojnie.

- Może chociaż włącz muzykę? - spytała po dziesięciu minutach Leila.
- Nie, bo ona włączy jakieś gówno. - powiedziała pod nosem Isabella, a Sharon wysiadła z auta. - Oj, jaka drażliwa.

Nagle drzwi od strony Isabelli otworzyły się, Sharon wyciągnęła ją siłą z pojazdu, po czym sama szybko do niego wróciła i ruszyła z piskiem opon.

- Tego się nie spodziewałam.
- Zamknij się, bo skończysz tak samo!

Leila przylgnęła do siedzenia, w obawie o własne miejsce.

- Dobra. - przeciągnęła, po czym odwróciła się, by zobaczyć w oddali kopiącą piach Isabellę. - A nie przesadziłaś? Wiesz, pustynia to raczej nie jest miejsce z idealnymi warunkami do życia.
- Dla gada w sam raz.
- Gad czy nie gad, Leo się wkurzy.

Sharon wzięła głęboki oddech, po czym chcąc nie chcąc zawróciła, po wściekłą rudowłosą dziewczynę. Gdy tylko zatrzymała auto, znalazła się w nim Isabella.

- Pojebało cię do reszty?!
- Masz rację, nie powinnam była wracać. - ruszyła przed siebie, a Isabella klnęła jeszcze coś pod nosem.
- Wiesz w ogóle gdzie jedziemy? - spytała wreszcie Leila.
- Nie mam bladego pojęcia.
- Trudno, żebyś miała. - mruknęła Isabella, a Sharon znów musiała powstrzymywać swoje i tak wiotkie nerwy.
- Może zadzwoń do Ethana - zaproponowała Leila. - Wiecie, te auta na pewno mają jakiś chip, czy coś. Może uda im się nas namierzyć i nas poprowadzą.
- To nie taki zły pomysł. - powiedziała Sharon i szturchnęła Isabellę łokciem.
- Nie będziesz mi mówić, co...
- Dzwoń! - wrzasnęła, a ta w pośpiechu zaczęła grzebać w torebce, a po chwili wyjęła telefon. - Daj na głośnik.
- Już, już. - przeszukała kontakty i wybrała numer swojego chłopaka.

Z telefonu zaczął się wydobywać dźwięk nawiązywania połączenia.

- Już za mną tęsknisz, kochanie? - powiedział subtelnym głosem Ethan, a Sharon i Leila prawie się udławiły od śmiechu.
- Zamknij się! Mam Cię na głośniku, idioto!

Zapadła cisza, a z głośnika wydobywały się tylko stłumione dźwięki uderzania czymś ciężkim o metal.

- Cześć dziewczyny. - powiedział po chwili, jak gdyby nigdy nic, podczas gdy twarz Isabelli przybrała barwę dojrzałego pomidora. - Coś nie tak?
- Zgubiłyśmy się na pustyni. - odezwała się Sharon. 
- Nie wzięłyście mapy?

Leila i Sharon spojrzały ostentacyjnie na Isabellę, która próbowała nie zwracać na nie uwagi.

- No proszę was! Kto teraz korzysta z mapy?! Mamy najnowszą broń, a nie stać nas na pierdolonego GPS'a?!
- Masz jakiś sposób, żeby nas poprowadzić czy coś? - spytała Leila. - Jakieś mikro chipy?
- Nie jesteśmy detektywami. Po co nam chipy we własnych autach?
- W razie gdyby na przykład ktoś się zgubił na pustyni!
- Zakładamy, że w naszych gronach są ludzie z przyzwoitym poziomem IQ.
- Mówisz o swojej dziewczynie. - zaśmiała się Sharon, a Isabella wyglądała jakby miała ochotę komuś wydrapać oczy.

Przez telefon dało się słyszeć huk góry przedmiotów, spadających z półek, który pociągnął za sobą falę tego samego dźwięku.

- Co ty tam robisz? - zdziwiła się Leila.
- Eee - zaciął się. - Przyszła dostawa broni, a ktoś musi ją poukładać. 
- Niedługo nie będziemy mieli nawet tego. - Isabella podparła głowę ręką.
- Hmm - zamyślił się Ethan. - W sumie mógłbym was namierzyć przez sygnał komórki.

Dało się słyszeć, że Ethan zmienia swoje położenie. Sharon odetchnęła z ulgą, bo miała wrażenie jakby ta droga miała się nie kończyć, zaś Leila, widząc, że burza piaskowa się uspokoiła, otworzyła okno, żeby wpuścić do auta trochę powietrza.

- Chwila - oburzyła się Isabella. - Możesz mnie namierzać przez sygnał mojej komórki?!
- Właściwie - Ethan zaczął się jąkać, a Isabella zaczynała wyglądać jak mityczna meduza.
- Easy, Izzy! - Leila poklepała ją po ramieniu.
- Mówiłam, że macie tak do mnie nie mówić!
-Jak? - wtrąciła się Sharon. - Easy, Izzy?
- Nienawidzę was wszystkich. Ciebie też cholerny stalkerze. - powiedziała do telefonu i odwróciła się w stronę okna.
- Nigdy nawet nie użyłem tej opcji, po to, żeby cię szpiegować! - chłopak próbował się jeszcze bronić, ale wiedział, że w dyskusji z kobietą, a tym bardziej Isabellą, nie ma żadnych szans.
- Mniejsza o to - popędziła go Sharon. - Prowadź nas.
- Ach, tak.

Chwile się nie odzywał, a Sharon jechała dalej mając już dość tego całego piasku i kaktusów.

- Jesteście już bardzo blisko autostrady - powiedział. - Jak do niej dojedziecie, skręcacie w lewo, a stamtąd już prosta droga, poza tym są znaki.
- Ile to czasu zajmie mniej więcej? - Sharon starała się dojrzeć miejsce przed sobą, w którym mogła by pojawić się autostrada, jednak wciąż widziała tą samą prostą drogę.
- Jakieś czterdzieści minut jazdy, a z autostrady około dwadzieścia.
- Okej, wielkie dzięki.
- Nie ma za co, a tak w ogóle - nie dokończył, bo Isabella się rozłączyła.
- No nie bocz się. - Leila uśmiechnęła się do niej w lusterku.
- Daj spokój, przynajmniej siedzi cicho.

Isabella posłała jej tylko groźne spojrzenie, ale dalej się nie odzywała.
Tak jak mówił Ethan, po około czterdziestu minutach jazdy były już na autostradzie.

- To ja się już przebiorę - powiedziała niechętnie Leila zasuwając zasłonki w oknach, po czym zdjęła z wieszaka czarny worek i wyjęła z niego długą, czerwoną suknię. - Czemu zawsze ja muszę to robić?
- Jesteś stworzona do roli dziwki. - usta Isabelli wykrzywiły się we wrednym uśmieszku.
- Masz rację. Mam tylko udawać prostytutkę. Gdybyś ty to miała zrobić, mogłabyś przez przypadek zbyt wczuć się w rolę.
- Zgaszona. - pstryknęła palcami Sharon, a Isabella nie odezwała już się do końca drogi.

Po niedługim czasie znalazły się na parkingu przy kasynie. Isabella również już była przebrana w swoją granatową, krótką sukienkę.

- Plan jest taki. - zaczęła Sharon.
- I kto znów Cię mianował na szefa?
- Weź skończ już - ofuknęła ją. - Leila - spojrzała na nią. - Zdjęcie widziałaś, musisz go tylko wyhaczyć i zaciągnąć do pokoju. Łatwizna.
- No bardzo. - westchnęła i poprawiła mikrofon ukryty w kolczyku.
- A ty - zwróciła się niechętnie do Isabelli. - Siedź przy barze i czekaj na sygnał od Leili. Zachowuj się naturalnie.
- Kto jak to, ale nikt nie zachowa się bardziej naturalnie przy barze niż ja.
- Nie wątpię.
- A ty co będziesz robić, jeśli można wiedzieć? - Isabella zmarszczyła brwi, a Sharon uśmiechnęła się dumnie.
- W razie nie powodzenia wkraczam do środka, a tak to kontroluje sytuację z auta. - przeładowała karabin.
- No tak, czyli nie robisz nic, a brudną robotę zostawisz nam. - Isabella poprawiła makijaż i wyszła z auta.
- Ty pójdziesz za pięć minut.
- Tak, tak. - powiedziała mocując różnej wielkości noże do paska na udzie.
- Po co ci to?
- Przezorny zawsze ubezpieczony. - odrzuciła włosy, a po umówionych pięciu minutach weszła do środka.

Od razu dopadł ją zapach cygar i drogiego alkoholu, zaś pomieszczenie wypełniały dźwięki rzucanych na stół żetonów. Wszystko wyglądało jak z typowego filmu poruszającego tematykę hazardu.

- Nie dam rady - powiedziała patrząc na stoliki do pokera. - Dajcie mi chociaż 200 dolców i działamy dalej!
- Nie poszłaś tam grać! - w słuchawce odezwał się głos Sharon.
- Poproszę szkocką z lodem.
- A ty nie poszłaś tam pić!
- Miałam wyglądać naturalnie, tak czy nie?
- Z kim ja pracuję.

Leila wzięła głęboki oddech, potrząsnęła energicznie głową i znów przyjrzała się ludziom grającym w pokera.
- Widzę go - szepnęła, gdy zobaczyła mężczyznę ze zdjęcia. Był młody, wysoki i miał lekki zarost. Ubrany był w drogi garnitur, a jego ciemno-niebieskie oczy nie zdradzały w trakcie gry żadnych emocji.
- Idź.
- No to idę. - przytaknęła i ruszyła zgrabnym krokiem w kierunku stolika, przy którym grał Marlon, ale nie podeszła. Stanęła nie daleko, tak by ją widział. Oparła się o ścianę i zaczęła mu się bacznie przyglądać.

Gdy mężczyzna zgarniał kolejny stos żetonów, odchylił się na krześle i widząc ją uśmiechnął się do niej nonszalancko. Leila odwzajemniła uśmiech i wolnym ruchem ruszyła w kierunku baru, a mężczyzna zabrał żetony i poszedł za nią.
Leila znalazła miejsce przy barze i wymieniła porozumiewawcze spojrzenie z Isabellą, która siedziała kilka krzeseł dalej.

- Dobry wieczór. - powiedział Marlon siadając koło niej, ta szybko odwróciła się w jego stronę.
- Witam - uśmiechnęła się. - Widziałam jak grasz. Długo w tym siedzisz.
- No - zaśmiał się. - Jakiś już czas. Jesteś stąd?
- Nie. Mieszkam w Waszyngtonie.
- To ładny kawał drogi - jednym ruchem ręki wezwał barmana. - Ale co tu robisz? E, napijesz się czegoś?
- Ma wprawę. - zaśmiała się Isabella.
- Poproszę szampana.
- Kobieta z klasą - spojrzał na nią zalotnie, a Leila starała się nie rozpraszać słysząc ogłuszający śmiech Isabelli. - Tak więc - upił łyk wisky. - Co cię sprowadza do Teksasu?
- Pasjonująca okolica i ludność.
- Czyli?
- Cóż - zarzuciła lekko włosami. - Może atmosfera w jakimś stopniu. Tu są też zupełnie inni mężczyźni.
- Sharon, powiedz, że to nagrywasz!
- Nie pomyślałaś, że wyglądasz dziwnie, jak tak siedzisz i śmiejesz się nie wiadomo z czego?!
- A jacy według Ciebie jesteśmy? - przybliżył się do niej.
- Na pewno bardziej męscy, jak czarne charaktery ze starych westernów. - uniosła wzrok w górę.
- To twój typ?
- Powiedzmy. - wróciła do niego wzrokiem, a on przeczesał ręką włosy.
- Pasuję do niego?
- To się okażę.
- Raven musiałby ją teraz widzieć, zaraz by się kolesiowi odechciało. - Isabella znów próbowała się nie śmiać, podczas gdy Leila i Marlon zaczęli się kierować na piętro, gdzie znajdowały się pokoje. - Wychodzą.
- Dobra, czekaj na sygnał.

Mężczyzna zamknął za nimi drzwi, po czym przylgnął do dziewczyny i zaczął całować jej szyję. Obkręcił się z nią szybko i wtedy usłyszał jak coś upada na podłogę. Marlon spojrzał w dół i od razu podniósł kolczyk, by podać go dziewczynie, jednak w absolutnej ciszy, która zapanowała dało się słyszeć ciche nawoływania Isabelli.

- Masz mnie za idiotę? - uśmiechnął się sarkastycznie i w jednej chwili jego ręka ścisnęła gardło Leili.

Ta z całej siły kopnęła go w brzuch i powaliła mężczyzna na podłogę. Marlon od razu złapał ja za nogę i pociągnął do ziemi, po czym wstając chwycił ją za rękę i uderzył nią z całej siły w ścianę. Otumaniona postarała się odzyskać ostrość widzenia, a gdy to się stało, zobaczyła Marlona celującego do niej z broni. W jeden chwili wyjęła nóż spod sukienki i rzuciła nim prosto w udo napastnika, który wrzeszcząc, strzelił.
Nagle drzwi z hukiem wypadły z nawiasów, a w pokoju pojawiła się Isabella, która z całej siły uderzyła mężczyznę deską, z którą wpadła, w głowę, sprawiając, że stracił przytomność.
__

* Skrót od Desert People: mafia stanu Teksas.


7 komentarzy:

  1. Jakim cudem masz na blogu tak mało komentarzy!? Masz prawdziwy talent i szczerze to mam nadzieję, że przyszłość zwiążesz z pisarstwem. Mafia... Hm... Kilka koleżanek z klasy (łącznie ze mną) jest zwanych "Mafią Beatki" Nie wiem czemu. Ale zostałam mianowana współzałożycielką, więc jest git xD
    "- Masz rację. Mam tylko udawać prostytutkę. Gdybyś ty to miała zrobić, mogłabyś przez przypadek zbyt wczuć się w rolę.
    - Zgaszona. " - Największy pocisk jaki kiedykolwiek w życiu usłyszałam. Jak ty wpadasz na takie pomysły ;D?
    Z wielką niecierpliwością czekam na kolejny rozdział, a także na trzeci rozdział "Kiedy niebo zapłacze". Pisz szybko i tak ciekawie jak teraz (Rozkaz xD) + Poganiam Cię.
    Hwaiting~!

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Rozkaz przyjęty! Ten rozdział jeszcze będę poprawiać, gdyż pani na zajęciach zwróciła mi uwagę na drobne błędy graficzne i nad kilkoma momentami muszę się jeszcze zastanowić. Rozdział II już zaczęłam pisać, a że dziś mam "wolne", to postaram się napisać "KNZ", ewentualnie "The Mosaic" też, ale nie chcę wszystko wrzucać na raz, bo tym, którzy tu zaglądają, może coś umknąć. Dziękuję za miłe słowa. Serio, aż się zarumieniłam. ;-; Co do humoru- to już kwestia mojej osobowości, na co dzień też nim szpachluje. xD

      Tak samo ja czekam na kolejne oneshot'y! Chociaż takim ninją, jak ty, nie jestem, to też poganiam! ;')

      Hwaiting! <3

      Usuń
  2. Przepraszam, że komentuje dopiero teraz, ale wcześniej za bardzo nie miałam czasu żeby skomentować ten wpis :/
    Opowiadanie zapowiada się fajnie! Zauważyłam, że lubisz tematy z motywem broni, morderstwa, jakiejś tajemnicy itp. ;3
    Uwielbiam te Twoje teksty! Chodzi mi o przekomarzania się bohaterów i te ich dissy xD
    Zauważyłam, że w tekście jest bardzo dużo powtórzeń imion.. staraj się je redukować przez jakieś króciutkie opisy postaci, albo określenke wyglądu/cechy.
    Zauważyłam też, że bardzo lubisz słówko który/a/e itd. H5 też je uwielbiam! :') ale to w sumie źle.. bo mimo to, że jest to spójnik, podczas czytania odbierany jest jako powtórzenie.. właśnie teraz też pracuje nad tym błędem, więc najlepiej jest zastąpić 'który' słówkiem 'jaki' jeśli ono pasuje, albo nieco zmienić szyk zdania.
    Nieco przyczepję się też Twoich opisów. Zwróciłam na nie uwagę jak czytałam opis domu, w którym mieszkają bohaterowie. Mam wrażenie, że jest to trochę zbyt formalne, tak jakbyś chciała sprzedać komuś ten dom, a skróty typu tzn. jeszcze potęgują to uczucie. Proponuję wprowadzić epitety! One sprawiają, że opis nabiera barw.
    Mam nadzieję, że moje rady jakoś pomogą i czekam na następny wpis ^^

    http://cnbluestory.blogspot.com

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Na pewno mi pomogą. Dom nie jest na sprzedaż, poza tym... niedługo raczej nie będzie się do tego nadawał. ;')
      Dziękuję za miłe słowa i cieszę się, że cię zaciekawiło. :3

      Usuń
  3. Hej, tu Mia z land-of-grafic. Czy mam nadal wykonywać szablon? Widzę pewien zastój na blogu, więc nie chcę też robić szablonu na blog, który jest zawieszony. Czekam na odpowiedz pod tym komentarzem, pozdrawiam ;)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Ostatnio miałam trochę problemów, ale blg w żadnyk wypadku nie jest zawieszony. ; ) Kończę prace nad nowym rozdzialem, zatem moja zamówienie jest wciąż aktualne, pozdrawiam i już nie mogę się doczekać. ^^

      Usuń
    2. Hej, to znowu ja. Niestety nie wykonam Twojego zamówienia. Męcze się nad nim, ogółem wizja bardzo ciekawa, ale poucinane postacie, ich ręce czy tam co innego sprawia, że wygląda to wszystko wręcz komicznie. Zdjęcia okazały się jednak do niczego. Przepraszam raz jeszcze bo wiem, że troche na niego czekasz

      Usuń