Po pożarze we wcześniejszej rezydencji CARDS
Leonardo miał prawdziwe urwanie głowy. Na samym początku musieli się przenieść
na drugi koniec Nevady do Ely gdzie znajdował się dom, który Leo odziedziczył
po dziadkach. Co prawda był mniejszy od poprzedniego, ale z punktu widzenia
ludzi średniozamożnych wciąż był wielki.
Pomijając potrzebę natychmiastowej
przeprowadzki, jako szef musiał załatwić wszystkie sprawy z policją, która
bardzo zainteresowała się zdarzeniem, gdy okazało się, że było to celowe
podpalenie. Na szczęście CARDS, ze wszystkich mafii, mieli najlepsze wtyczki w
rządzie i w policji, zatem gdy strażacy po zagaszeniu całego terenu znaleźli
ślady broni, zdarzenie udało się zatuszować. Jednak zatuszowanie sprawy przed
policją, nie oznaczało zatuszowaniem jej przed CARDS.
W ciągu ostatniego miesiąca stracili
dwóch członków z czego dwoje innych jeszcze o tym nie wiedziało. Jedynym
pocieszającym faktem w ich sytuacji, było przetrwanie, a także zwyciężenie Nocy
Cichych Zabójców. Jednak teraz nie mieli zaplecza do dalszych działań. Cały
zapas broni spłonął, a sprowadzenie go teraz nie dość, że trwało by długo, to
byłoby niebezpieczne z powodu że za dużo szumu ostatnio wokół CARDS się działo,
by nie potrzebnie się wychylać.
Leonardo czuł, że będzie musiał zrobić
coś, czego miał nadzieję nie mieć nigdy konieczności robić.
- Wiadomo kiedy Raven i Isabella wrócą? – spytała Leila gdy
spotkała Leo na schodach, który wciąż chodził, to telefonując to z laptopem,
wiecznie zajęty.
- Co? – spojrzał na nią oderwany od
zajęcia, a ta utkwiła w nim wzrok – Ach, tak. Wracają wieczorem. Wysłałem
Ravenowi SMS’a z nowym adresem – skręcił w stronę kuchni, a Leila dalej szła za
nim.
- Nic nie powiedziałeś – powiedziała,
a mężczyzna się zatrzymał – Nie wiedzą co się stało, prawda? – spojrzała na
niego wyczekująco, a Leo westchnął i odwrócił wzrok.
- Takich rzeczy nie przekazuje się
telefonicznie – postawił czajnik na gazie, wyjął kubek i zasypał go kawą –
Chyba rozumiesz.
- Tak, ale – zawahała się – Jej
chłopak – urwała – Mogłeś ją jakoś przygotować
- podparła ręką brodę.
- Możliwe – westchnął – Ale jak można
kogoś przygotować na takie wieści – usiadł naprzeciwko dziewczyny – Co miałem
powiedzieć: „Przyjeżdżajcie pod ten adres, mam złe wieści. Przygotujcie się na
najgorsze”? Wiesz ile takie zdania w człowieku stresu wywołują.
- Coś w tym jest – przyznała.
Kuchnie wypełnił dźwięk piszczącego
czajnika. Leo posłał Leili lekki uśmiech i podszedł do kuchenki. Dziewczyna
siedziała w milczeniu rozmyślając nad wieczorną rozmową.
- A wy co tacy markotni? – do kuchni
weszła Sharon cała w skowronkach, a Leila na jej widok przewróciła oczami, co
Sharon zauważyła – O co ci chodzi?
- Mi? – spytała dziewczyna z typowym
dla siebie sarkazmem – O nic mi nie chodzi, a powinno?
Sharon zmarniał humor i ustępował
miejsce irytacji. Leo usiadł z kawą do stołu całkowicie ignorując jej obecność.
- Co was ugryzło?
- Przecież nikt nic nie mówi - powiedziała z politowaniem w głosie, co
Sharon jeszcze bardziej zirytowało.
- No właśnie wiem, a jeśli już coś
mówicie to same zgryźliwe uwagi! Co ja wam takiego zrobiłam?
- Może to, że teraz na przykład drzesz
się bez powodu? – odezwał się Leo z rezygnacją w głosie- Okres, czy masz tak od
dziecka?
Sharon słysząc to zacisnęła szczękę jakby
powstrzymywała się przed komentarzem, ale po chwili wzięła głęboki oddech i
wróciła do nich wzrokiem.
- Macie zamiar pracować i żyć w takich
warunkach?
- Masz zamiar pracować z nami i żyć
mając w dupie to co się dzieję? – odpowiedziała jej pytaniem Leila, a Sharon
wybuchła.
- Słucham?! Ja mam wszystko w dupie?!
Też nie jest mi teraz dobrze, wiesz?!
- Tak? – spytała przeciągle Leila
niemal już kładąc się na stole i przewiercając Sharon wzrokiem pełnym niechęci
– Jakoś to co się stało nie przeszkadzało Ci w ślinieniu się i flirtowaniu z
Ryanem.
- A co moje prywatne sprawy mają z tym
wspólnego?!
- Otóż mają – uśmiechnęła się
ironicznie Leila – Jest jeszcze coś takiego jak odrobina empatii i wyczucia
sytuacji, wiesz?
- Czyli teraz co – Sharon wrzeszczała
coraz bardziej, co widocznie wystawiało na próbę cierpliwość Leo – Ktoś umarł i
teraz zawieszamy życie i siadamy w kółeczku?!
- Nie ktoś tylko Ethan! – Leonardo
wstał uderzając rękoma w stół, aż Sharon podskoczyła – Słyszysz co ty mówisz?
Umarł nasz przyjaciel, członek naszej rodziny, a Ty nazywasz go „kimś”?! –
uspokoił się trochę, po czym dodał – Nikomu twoje szczęście i serduszka nie
przeszkadzają, ale nie mów, że nas coś ugryzło – usiadł z powrotem do stołu –
To ty się zmieniłaś.
- Teraz jako swoich najbliższych –
dodała Leila – Traktujesz tylko Ryana.
Sharon nic już nie powiedziała tylko
odwróciła się na pięcie i wyszła.
Obie walizki znalazły się już w
samochodzie Ravena. Isabella siedziała oparta na masce auta, czekając na niego.
- Co ty tam jeszcze robiłeś? – spytała
gdy wyszedł z domku.
- Szukałem telefonu – powiedział
mijając ją i wsiadając do samochodu, a dziewczyna zrobiła to samo i ruszyli.
- Powiem Ci –zaczęła – Że można to
potraktować jako wakacje. Może mało ekskluzywne, ale zawsze jakieś.
- Nie zdawałaś się czuć mało
ekskluzywnie – powiedział z naciskiem na ostatnie słowo, a Isabella wzniosła
wzrok ku niebu.
- Bardzo śmieszne.
- Nie zaprzeczyłaś – zauważył.
- Zamknij się – uderzyła go w ramię.
- Chcesz, żebym doprowadził do
wypadku?
- Zaraz ja doprowadzę do Twojego
wypadku – mruknęła, a mężczyzna położył jej rękę na kolanie.
- Nie zrobiłabyś tego.
- Dlaczego tak myślisz?
- Bo jesteś tylko blondynką.
Isabella wściekła strąciła jego rękę ze swojej
nogi i odwróciła się do okna, a ręka Ravena i tak wróciła na wcześniejsze
miejsce.
- Nie chce mi się nawet myśleć, o tym
co nasz czeka – westchnęła – Tylko zszargają mi nerwy, mogłam mu wysłać SMS’a.
- Nie można takich rzeczy załatwiać
przez telefon, nie jesteś szmatą.
Dziewczyna spojrzała na niego zszokowana, co
Raven zobaczył dopiero po chwili.
- Co Ci jest?
- To chyba najmilsza rzecz jaką ktoś
mi powiedział.
- Chciałbym Cię bardziej pocieszyć,
ale muszę Cię bardziej zestresować.
- Ja się nie stre…
- Oczywiście- przyznał sarkastycznie i
kontynuował wcześniejszą myśl – Leonardo wysłał mi adres pod który mamy
przyjechać.
- I co w tym złego? – spytała
obojętnie.
- Mam złe przeczucia, coś się stało.
- Cholera – mruknęła – Jakbym mało
zmartwień miała.
- Traktujesz nasz związek jako zmartwienie?
- Nie o to chodzi – westchnęła z
rezygnacją – Ach, wy baby – odwróciła się w stronę okna, a Raven uśmiechnął się
do siebie.
Gdy Leila i Leonardo weszli do salonu
zobaczyli tylko śrubokręt przelatujący im przed oczami, a z kanapy dało się
słyszeć przekleństwa rzucane przez Lucky’ego.
- Całkiem Ci szajba odbiła, czy to był
zamach na moje życie? – spytał Leo, a chłopak wyjrzał zza kanapy.
- Myślę, że to się łączy – powiedziała
ze śmiechem Leila, ale gdy zobaczyła minę Lucky’ego, uśmiech ustąpił miejsce
zatroskaniu.
Wyglądał całkowicie jak nie on, choć z
zewnątrz na pierwszy rzut oka nic się nie zmieniło. Jak zwykle jego długie
włosy były w całkowitym nie ładzie, a koszulka jednej z ulubionych kapeli była
wygnieciona. Jednak Luke, tak jak zawsze był radosny, tak teraz jego oczy nie
okazywały żadnej pozytywnej emocji.
- Chyba zostawię was samych – Leo
poklepał Leilę po ramieniu i ulotnił się w ciszy niemal jak Raven.
Dziewczyna usiadła obok Lucky’ego i od
razu zobaczyła jego pokrwawione ręce.
- Co ci się stało? – chwyciła go za
nadgarstki przyglądając się ranom – To trzeba opatrzyć!
- To nic takiego – uśmiechnął się
mimowolnie – Wszystko mnie po prostu wkurwia i nic mi nie idzie.
- To powód, żeby się ciąć? – uniosła w
zastanowieniu brew.
- Co – spojrzał na nią zszokowany, a
gdy zorientował się, że to ironia, odpowiedział – Nie, to ten cholerny
śrubokręt – postarał się by przywrócić swój typowy nastrój i spojrzał złowrogo
na leżący w kącie śrubokręt – Znowu w życiu mi nie wyszło – zaśpiewał, po czym
napotkał głębokie spojrzenie dziewczyny wyczekujące jakiejś odpowiedzi – Nic mi
nie jest, naprawdę.
- A gdzie kwiatuszku? – udała
oburzenie – Już nie jestem twoim kwiatuszkiem? Spadłam do poziomu byle krzaka?
Lucky tym razem zaśmiał się szczerze i
spojrzał ciepło na dziewczynę.
- Zawsze byłaś, jesteś i będziesz moim
kwiatuszkiem – mrugnął do niej.
- Więc co jest nie tak?
Chłopak wziął głęboki oddech i odchylił się na
oparcie kanapy.
- Brakuje mi Ethana.
Dziewczyna od razu przytuliła się do Lucky’ego.
- Jak nam wszystkim – powiedziała
cicho – Dziwnie tak. Najpierw Andres, teraz Ethan. Nie da się do ich braku
przyzwyczaić – spojrzała w górę na twarz Luke’a i zobaczyła jak ociera oko – Ty
płaczesz?
- Nie! Coś ty – pokręcił głową – Coś
mi do oka wpadło – uśmiechnął się szeroko – Albo ktoś.
Leila również zaczęła się śmiać i przytuliła
się bardziej do chłopaka, po czym wstała.
- Chodź – poleciła mu.
- Gdzie?
- Gdziekolwiek. Jakiś spacer, czy coś
– wzruszyła ramionami.
- Nie – westchnął przeciągle –
Naprawdę nie mam ochoty.
- Jak wolisz – ruszyła do drzwi – Mam
coś do dokończenia, jak coś to jestem u siebie.
Lucky odprowadził dziewczynę wzrokiem.
- Leila – zawołał za nią.
- No co? – odwróciła się, a chłopak
chwilę na nią patrzał.
- No ten. Dzięki.
- Drobiazg – uśmiechnęła się
serdecznie – Od czego są przyjaciele? – powiedziała i wyszła, a Lucky upadając
na kanapę, uderzył się ręką w czoło.
- Przyjaciele.
Raven podjechał pod budynek, którego
adres wskazał mu Leonardo. Isabella patrzała na niego skwaszoną miną, a gdy
mężczyzna wyłączył silnik, mocnym uściskiem złapała jego nadgarstek.
- Wracajmy.
- Gdzie? Do tego lasu? – spojrzał na
nią z niedowierzaniem – Myślałem, że do zbyt mało ekskluzywne miejsce jak na
kogoś o twoich standardach przebywania – powiedział drwiącym głosem, ale
Isabella nie sprawiła nawet wrażenia urażonej komentarzem.
- Już wolę mieszkać tam – burknęła
- Czy ty się boisz?
- To nie tak, że się boję – fuknęła i
puściła jego nadgarstek, gdy ten wyjął kluczyki ze stacyjki – Nie chcę mi
tłumaczyć tego Ethanowi, a tym bardziej słuchaj wyrzutów reszty Szanownego
Zgromadzenia Wtykaczy Nosów w Nieswoje Sprawy.
- Długo na tym myślałaś, czy to
artystyczna improwizacja.
Tym razem komentarz nie został
zignorowany.
- Wiesz co? Jesteś bezczelny –
wysiadła z auta trzaskając drzwiami.
- Drzwiami mojego auta się nie trzaska
– powiedział pod nosem.
- Mówił Pan coś?
- Już nie jesteśmy na „ty”?
- Nigdy tak do końca nie byliśmy –
odparła dumnie.
- Racja –kiwnął głową – „O Boże”, to
też nie moje imię.
Isabella patrzała na niego w ciszy, a
do Ravena zaczęło docierać, że przesadził.
- Nienawidzę cię, zabiję cię we śnie –
ruszyła do drzwi, zamaszystym ruchem odgarniając włosy.
- Oczywiście – powiedział pod nosem i
ruszył za dziewczyną.
Isabella nie bawiła się nawet w
ceregiele typu: pukanie do drzwi. Weszła od razu czując się jak u siebie.
- Gdzie komitet powitalny? – wrzasnęła
tak, że jej głos odbił się echem po korytarzach.
- Tęskniłem – powiedział z ironią
Leonardo wychodząc z salonu i masując obolałe ucho, po czym uśmiechnął się
serdecznie, ale dość drętwo – Dobrze, że nic wam nie jest.
- Co to za miejsce – spytała
rozglądając się – Niby ładnie, ale mniejsze niż poprzednie.
- To nasz nowy dom.
- Em, to fajnie – zrobiła krzywą minę
– A co ze starym.
- Chodźcie do salonu usiąść – wskazał
im miejsce, w które mieli się udać.
Isabella przewróciła oczami. Nie
mówienie rzeczy wprost było jedną z rzeczy, która najbardziej ją drażniła.
Raven wziął głęboki oddech jakby wyczuł zbliżającą się ciężką rozmowę.
W salonie cała reszta już na nich
czekała. Leila wyszła na przywitanie brata, ale reszta pozostała na swoich
miejscach.
Uwaga Isabelli skupiła się na Sharon.
Dziewczyna siedziała w rogu pokoju, na kanapie z Ryanem. Chłopak wyglądał
normalnie, ale Sharon miała minę nawet bardziej arogancką niż Isabella ma z
natury, co ją samą bardzo zdziwiło.
- Masz kija w dupie? – rzuciła jej na
powitanie.
- Miło znów cię widzieć – uśmiechnęła
się zgryźliwie.
- Nie licz, że odpowiem ci tym samym.
- Proszę, nie zaczynajcie – Leonardo
przyłożył dłoń do skroni – Musisz, właściwie musicie coś wiedzieć.
- Wy też, ale widzę, że się palisz do
wyjaśnień – mówiła podirytowana.
- Poprzedni dom padł ofiarą
podpalenia.
- Weź mów normalnie, a nie jak
prezenterka wiadomości po menopauzie – zniecierpliwiła się – Sam podpaliłeś?
Leonardo przełknął gniew.
- Prawdopodobnie to GP.
- No dobra, takie rzeczy się zdarzają
– powiedziała – I gdzie Ethan, bo mam do niego ważną sprawę.
Wszyscy nagle sprawili wrażenie
poruszonych, a w gardle Isabelli ugrzęzło złe przeczucie.
- Ethan nie żyję – powiedział szybko
Leonardo, a Isabella stanęła jak wryta.
Raven ruszył w jej kierunku patrząc z
wyrzutem na Leonardo.
- Pospieszyłeś się z informacją.
- Miałem to powiedzieć przez telefon?
Isabella nie słuchała ich rozmowy. Choć
wydawało się z zewnątrz, że przeżywa utratę Ethana, to wewnątrz kłębiła jej się
całkowicie inna myśl. Jak w obliczu tej informacji ma powiedzieć, że jest z
Ravenem. Czuła jak wielkiego linczu padnie ofiarą.
Poczuła
na ramionach czyjeś dłonie.
-
Isabello – Leonardo spojrzał na nią, a ta wyrwała się od myśli i spod byka
spojrzała na niego – Trzymasz się?
-
Weź się ogarnij – strząsnęła jego ręce – Nic mi nie jest.
Leo
patrzał na nią szokowany jej reakcją.
-
Rozumiem, że…
-
Daruj sobie słowa pocieszenia, bo czuję się dobrze.
-
Ja pierdole – warknął Lucky z kanapy – Twój chłopak nie żyję do cholery, a ty
zero reakcji?!
-
Och, przepraszam – uniosła ręce geście obronnym – Śmiem wątpić co do
egzystencji mojego faceta.
-
Co masz przez to na myśli? – Leila spojrzała na nią domyślając się o co chodzi,
ale jeszcze sama w to niedowierzając.
-
To będzie dobre – zaśmiała się Sharon.
-
Stul pysk – rzuciła Isabella w jej kierunku, po czym spojrzała na Leilę –
Dobrze myślisz. Nie miałam zamiaru z nim zrywać przez telefon.
-
Że co – Lucky wstał z kanapy – Do czego zmierzasz?
- O Boże – Leonardo opadł na fotel nie
próbując nawet hamować rozwoju wydarzeń.
- Ja i Raven jesteśmy razem –
powiedziała jednostajnym tonem – Interpretujcie to jak chcecie. W dupie mam
wasze zdanie, co powinniście wiedzieć od tego długiego wspólnie spędzonego
jakże radośnie czasu.
Leila spojrzała na brata zdziwiona,
ale nie było jej oczach widać złości, czy też żalu. W przeciwieństwie do
Lucky’ego, z którego emanowała wściekłość. Jego usta zmieniły się w cienką
kreskę, a w oczach widać było jak mało brakuje, żeby bomba wybuchła.
- Żadnych komentarzy? – spojrzała po
wszystkich Isabella – Bo przygotowałam paczkę maści na ból dupy.
- Gdy twój chłopak umierał, dawałaś
dupy innemu? – Lucky wycedził przez zęby.
- Uważaj – powiedział Raven z
uśmiechem, co nie było dla niego normalną reakcją.
-Odnoszę wrażenie, że moja dupa, to
moja sprawa.
- Dziwka – warknął, po czym padł pod
ciężarem Ravena, który w przeciągu sekundy rzucił się na niego.
- Odszczekaj to, szmaciarzu.
- Ani mi się śni!
Raven zaczął okładać Luke’a pięściami,
a ten próbował się bronić, choć nie miał tyle siły co swój przeciwnik.
Zapanował ogromny chaos.
- Puść go, do cholery! – słyszał Raven
jak przez mgłę pogrążony w masakrowaniu Luke’a, po czym jego pięść
automatycznie się zatrzymała kiedy przed jego oczami pojawiła się Leila
zakrywająca Lukcky’ego – Zabijesz go! – wrzasnęła na niego, a Raven niemal
prawie się ocknął i zobaczył pokrwawioną twarz swojej ofiary w objęciu swojej
siostry.
Nikt wcześniej nie widział Ravena w
takim stanie i każdy zachował bezpieczną odległość nawet nie próbując go
powstrzymać , robiąc w duszy rachunek sumienia ze swojego tchórzostwa.
Raven otumaniony wstał z podłogi, a w
głowie wirowały mu słowa siostry. Nikogo innego nie słyszał, tylko szumy.
Własna siostra się go wystraszyła.
Nie mówiąc nic chwycił swoją
dziewczynę za rękę i wyszedł z nią z salonu.
-
Co z ciebie za kretyn! – Leila krzyknęła wściekła roztrzęsionym głosem na
Leonardo – Nawet nie starałeś się pomóc.
Leonardo
nawet nie zaprzeczył. Czuł, że dziewczyna ma rację. Ta wróciła wzrokiem do
Luke’a, który zaciskał i otwierał powieki próbując się pozbyć mroczków sprzed
oczu.
-
Jak się czujesz? – spytała nerwowo – Ile palców widzisz? – wyciągnęła mu trzy
palce przed oczy, a chłopak zmrużył je by uzyskać jako taką ostrość widzenia.
-
Tak – wypalił.
-
Nic mu nie jest – powiedział ze śmiechem Leonardo próbując rozluźnić atmosferę
– Ty – zwrócił się do Ryana – Zabierz go do skrzydła szpitalnego, może mieć
jakieś wstrząśnienie – Ryan nie zareagował na ton w jakim się do niego zwracano
i skupił się na poranionym Luckym.
-
Wstrząśnienie? – parsknęła śmiechem Sharon – Niby czego?
-
Nie pytałem Cię o nic – Leo ruszył w stronę wyjścia – Pogadam z Ravenem –
rzucił przez ramię.
-
Nie – Leila odeszła wciąż wściekła od Lucky’ego – Ja pójdę. Mnie nie zabiję –
wyminęła Leonardo nie obdarzając go nawet spojrzeniem.
-
Nie żałuję – Luke splunął krwią na dywan, a Leo westchnął.
-
Facet – zaczął przeciągle.
-
No co? Może się mylę? – wstał z pomocą Ryana z podłogi.
-
Nie, ale do cholery – wskazał na plamę na dywanie – On jest wart fortunę.
Lucky
rozumiejąc szczerą chęć rozbawienia go przez Leonardo, odwzajemnił uwagę
uśmiechem, po czym skrzywił się z bólu.
-
Wypiorę – powiedział gdy wychodził z Ravenem z salonu.
-
Nie zrobisz tego – zauważył Leonardo.
-
Cieszy mnie twoja inteligencja – zniknął z Ryanem w korytarzu do piwnicy.
Raven
siedział na łóżku w swoim nowym pokoju, ukrywając twarz w dłoniach. Isabella
stała pod ścianą i nawet nie drgnęła.
-
Musiałaś?
-
O ci chodzi?
-
Czy ty nie potrafisz powiedzieć czegoś w taki sposób, żeby nie spowodować
zbędnego zamieszania?
- Zamieszanie byłoby tak czy siak – jej głos
się załamywał co Raven po chwili zauważył i przekrwionymi oczami spojrzał na
dziewczynę, ta patrzała na niego praktycznie nie mrugając i nie odstępując od
ściany na krok
-
Proszę cię – jego głos zmienił się w ciepłą barwę – Nie bój się mnie – wstał i
ruszył w jej kierunku.
-
Raven – zaczęła – Nie boję się ciebie – wyszła mu naprzeciw i przytuliła się do
niego – Nie przejmuj się tym wszystkim, to moja wina.
Mężczyzna
spojrzał na nią nie dowierzając temu co usłyszał.
-
Ani słowa – wróciła do normalnego tonu, ale nie wyszła z jego uścisku.
W
tym momencie do pokoju wpadła Leila wchodząc niemal z drzwiami.
-
Zostaw nas samych – rzuciła Isabelli, a ta oderwała się od Ravena przygryzając
w nerwach wargę i patrząc na dziewczynę, z której czarne włosy były całkowicie
roztrzepane.
-
Bo co? Zrobisz mi to samo co szczotce?
-Isabella
– powiedział już ze spokojem Raven, a ta westchnęła i wyszła uderzając Leilę w
przejściu ramieniem.
Leila
poczekała, aż się oddali nie odrywając wzroku od brata. Poczuła, że na twarzy
robi jej się ciepło i machinalnie otarła ręką oczy.
Raven
ruszył, żeby przytulić siostrę, a ból, który poczuł gdy ta zrobiła krok w tył
tak skręcił mu wnętrzności, że sam się zatrzymał.
-
Co to kurwa miało być? – spytała beznamiętnie wciąż płacząc.
Mężczyzna
udawał niewzruszonego.
-
Na mnie to nie działa –dodała – Jestem twoją siostrą jakbyś zapomniał.
-
Zasłużył sobie – powiedział krótko.
-
Na to, żeby prawie go zabić?
-
Nikogo nie miałem zamiaru zabijać, choć tak: na to zasłużył.
-
Nie twierdzę, że nazywając Isabellę – urwała – tak jak ją nazwał, miał rację.
Ale to jak zareagował na jej zachowanie nie powinno cię dziwić.
-
To nie jest wytłumaczenie jego słów.
-
Tak samo jak jego słowa nie są powodem, żeby się na niego rzucać, do cholery! –
wybuchła – Mogłeś go zabić! Przestałeś nad sobą panować!
-
To nie tak – zaprzeczył stanowczo, po czym spojrzał na nią z zastanowieniem – Od
kiedy ty go tak bronisz?
-
Nie odwracaj kota ogonem, poza tym od zawsze!
Raven
odgarnął włosy próbując się uspokoić. Leila przyglądała mu się, tym razem już z
troską.
-
Mogłem go zabić – przyznał jej rację – Taki już jestem.
-
Nie jesteś taki, do diabła! – przytuliła się do niego – Nie jesteś mordercą – powiedziała
niemal szeptem, a emocje Ravena, ponownie tego dnia puściły i dziewczyna czuła spływające
po jej ramieniu krople – Nie jesteś maszyną. Też masz emocje. Nie jesteś maszyną
do zabijania – spojrzała na niego – Nie byłeś i nie jesteś mordercą, rozumiesz?
Raven
przytulił ją do siebie mocniej i spojrzał ku górze.
- Wybacz mi - powiedział cicho.
Genialne!
OdpowiedzUsuńWciąż nie mogę uwierzyć, że tak szybko zabijasz swoich bohaterów :/ mam nadzieję, że kolejna śmierć nie nadejdzie tak szybko..
OdpowiedzUsuńPowodzenia przy tworzeniu kolejnych rozdziałów ^^
http://cnbluestory.blogspot.com/
Ja też mam nadzieję. ; ) Na razie się nie zanosi, choć nie obiecuję.
UsuńNudno też nie będzie. ; )
Ninja przybywa z sporym opóźnieniem, bo całe wczorajsze popołudnie robiłam plakat o Sienkiewiczu -,-' W sumie i tak go nie skończyłam, i muszę to zrobić zaraz. Ale never mind.
OdpowiedzUsuńJa. Cię. Uwielbiam.
Jest poważna akcja, taka smutna i w ogóle, a ja nagle zaczynam się śmiać z głupich tekstów któregoś z chłopaków xD Lucky stał się moim faworytem. Jaki boss ;D
Poza tym ja tam lubię, że ich wszystkich zabijasz itp, itd xD
A Isabella to za przeproszeniem s*ka :)
I jeszcze ten uśmiech na końcu, który miał dopełnić to, że jej nie lubię, ale podoba mi się jej wredność xD
I co to za przerwa? Ludzie, trzy miesiące.
No to życzę dużo weny i czasu do pisania ;)
Ninja żegna xD
Koniec roku za jakieś dwa tygodnie w moim wypadku, więc będzie czas na to wszystko. Ostatnio mam mega wenę, więc podjęłam taktykę rozplanowania sobie rozdziałów, więc może nawet dzisiaj zacznę kolejny. Cieszy mnie twoja reakcja. Się zarumieniłam. ;'3
UsuńLucky też jest moim ulubieńcem, choć mam jeszcze jednego, ale to w siódmym rozdziale, aż sama się doczekać nie mogę jego pojawienia. ^^